sobota, 13 grudnia 2014

Zwiastun

Heeeeej!
Bardzo przepraszam, że tak długo nie ma nowego rozdziału, ale nie mam nawet czasu, aby o nim pomyśleć! Ciągle jakieś kartkówki i sprawdziany, a do tego testy próbne w tym tygodniu :( 

Obiecuję, że nowy rozdział pojawi się już w następnym tygodniu w piątek lub sobotę, a na razie chciałabym pokazać wam zwiastun mojego opowiadania, który zrobiła wspaniała @niallervxs <3
Mam nadzieję, że się wam spodoba. Piszcie co myślicie tutaj lub na twitterze. Miłego oglądania seksowni ludzie! 




                            


niedziela, 30 listopada 2014

Chapter 7

Proszę przeczytaj notkę pod rozdziałem :)

Carly

                Następnego dnia zostałam obudzona przez Leigh, która kazała mi podnieść swój tyłek i ogarnąć się, bo o 10:00 umówiona byłam z Zayn’em. Niechętnie podniosłam się z łóżka, ponieważ spotkanie z „chłopakiem” mojej siostry, który jej nienawidzi, nie zapowiadało się miło. Jednak mogło okazać się bardzo interesujące, więc po kilku minutach wstałam, przebrałam się i wyszczotkowałam zęby. Wchodząc do kuchni przywitałam z Jesy oraz Jade, zjadającą płatki i zabijcie mnie, jeśli w swoim onesie z Myszką Minnie (czy ich onesie to jedyne co ubierają?), okularami i pokręconymi włosami nie jest ona najsłodszą osobą na świecie. Dołączyłam do dziewczyn, a następnie zadzwoniłam po Katherine, która miała zawieźć mnie do domu Zayn’a.
                Godzinę później (zajęłoby to nam dużo mniej czasu, gdyby Kath nie musiała wstępować do McDonalda, a potem oczywiście do Starbucksa) stałam już przed domem chłopaka i próbowałam zmusić się, by zadzwonić dzwonkiem. Kiedy wreszcie zebrałam się na odwagę i uniosłam rękę, drzwi otworzyły się. Wyjrzał zza nich mężczyzna, który przywitał się ze mną krótkim „cześć”, a następnie ruszył do stojącego przy wjeździe samochodu, mrucząc coś, co mogło brzmieć jak „nieodpowiedzialni” i „dzieciaki”. Weszłam do środka, starając się robić jak najmniej hałasu.
                Korytarz był zabłocony i zaśmiecony pustymi butelkami po alkoholu. Po lewej stronie znajdowały się schody prowadzące na piętro, na których położony był Niall (tak, nauczyłam się imion całego zespołu). Zdziwiło mnie małe dziecko siedzące na jego brzuchu, jednak postanowiłam nie wnikać i poszłam dalej. Pośrodku salonu stała szklana ława, na której teraz spał Louis. Za kanapą znajdującą się naprzeciwko telewizora, razem z ogromnym psem leżał Liam. Trochę się wystraszyłam, bo przysięgam to zwierze było wielkości krowy. Przez szklane drzwi wyjrzałam na patio. W basenie na materacu znajdował się półprzytomny Harry, który gdy zdał sobie sprawę z tego gdzie jest, wzruszył ramionami i przekręcił się na brzuch. Zaśmiałam się, ponieważ oni są pokręceni, a następnie ruszyłam do kuchni, gdzie zauważyłam Zayn’a, do połowy śpiącego na wyspie kuchennej. Podeszłam do niego i lekko szturchnęłam go w ramię.
- Zayn?
- Uhm?  – zapytał otwierając jedno oko. – Uh to ty...Po co przyszłaś?
Jak miło. - Byliśmy umówieni. Co tu się stało? – zapytałam omiatając wzrokiem kuchnie, która  wyglądała jak śmietnik.
- Zrobiliśmy małą imprezę. – powiedział wstając
- W życiu. – powiedziałam, a chłopak złapał się a głowę
- Jest za wcześnie na twój sarkazm. Musimy obudzić chłopaków i ogarnąć tu trochę zanim Paul przyjedzie.
- Um..on już chyba tutaj był, ale kiedy zobaczył w jakim jesteście stanie, wyszedł. – odpowiedziałam, a oczy Zayna powiększyły się do rozmiaru piłek do golfa.
- Mamy przesrane. – uderzył się ręką w twarz. – Obudźmy chłopaków.



                Pół godziny później całą szóstką siedzieliśmy na kanapie, naprzeciwko ogromnego psa, którego Liam nazwał Cookie oraz niemowlaka, którego żaden z chłopaków nie pamiętał.
- Więc? – zaczął Harry. – co z nimi zrobimy?
- Psa oddamy do schroniska, jeżeli chodzi o dziecko to podzwonimy po znajomych, a jeśli nie znajdziemy jego rodziców, oddamy je na policję. – powiedział Zayn.
- Nie możemy go zatrzymać? – zapytał Liam robiąc oczy szczeniaka. – Proszę.
- Stary nie możemy po prostu wziąć sobie tego dzieciaka! – krzyknął Niall.
- Ew, mówiłem o psie. – wytłumaczył Payne. – Proszę!
- Dobra, kurwa, cokolwiek chcesz tylko błagam przestań wrzeszczeć! – powiedział Louis przykrywając poduszkę głową.
                Przysłuchiwałam się ich rozmowie z rozbawieniem. Zdawali się mnie nie zauważać, dzięki czemu mogłam dokładnie przyjrzeć się każdemu z nich. Przez wory pod ich oczami wyglądali jakby nie spali miesiąc.
- Przysięgam, że umrę jeśli natychmiast nie wezmę aspiryny. – oświadczył Louis trzymając się za głowę.
- Przyniosę ci, a ty idź się połóż. – zaproponowałam, a oczy wszystkich natychmiast skierowały się w moją stronę. – Wszystko w porządku?
- T-tak, oczywiście, że tak. – powiedział Lou, a ja ruszyłam do kuchni w poszukiwaniu leków.
 Chłopcy od razu zaczęli szeptać między sobą (czyt. rozmawiali lekko przyciszonymi głosami co i tak nic nie dało, ponieważ wszystko słyszałam).
- Dobra, co się stało Perrie? – zapytał Harry, przez co lekko się zdenerwowałam, ponieważ oni mogli coś podejrzewać, jednak potem zorientowałam się, że tylko żartuje.
- Postanowiła być mniej suką, a bardziej normalną dziewczyną? – zasugerował Niall, a ja chciałam go uderzyć, bo mówi o mojej siostrze.
- Lub po prostu źle się czuje. – dodał Louis
- Dajcie już spokój. Może zwyczajnie próbuje się z nami zaprzyjaźnić? – powiedział Liam głaszcząc Cookie’go.
- Jasne. – prychnął Zayn. – Prędzej wpadnę pod autobus niż zostanę przyjacielem Perrie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak wredna potrafi być.
                Zignorowałam wszystkie uwagi dotyczące mojej siostry, wzięłam aspirynę (może a może nie przeszukałam wszystkie szafki zanim ją znalazłam), szklankę wody i wróciłam do salonu. Obiecałam  sobie naprawić  stosunki Pezz z chłopakami oraz zmienić ich opinię na jej temat. Postanowiłam zacząć od zaraz.
- Hej chłopcy, macie ochotę na naleśniki? – Wszyscy znów wyglądali na bardzo zdziwionych i pokiwali głowami w osłupieniu.
                Czy Perrie naprawdę była dla nich aż taka wredna? Znam ją od zawsze i (tylko czasem) nigdy nie była aż taką suką, bym mogła ją znienawidzić. Po chwili chłopaki usiedli przy stole i przyglądali się mojej pracy.
- Nie martwcie się, nie napluję wam do talerzy. – powiedziałam kiedy zdałam sobie sprawę, że bacznie obserwują każdy mój ruch.
- Wolę nie ryzykować. – odpowiedział Zayn nalewając sobie soku do szklanki.
                Gdy naleśniki były gotowe, Niall nakrył do stołu, a Liam wyciągnął wszystko co było słodkie oraz nadawało się do rozsmarowania, przez co niektóre naleśniki miały dość ciekawe wnętrze. Kończąc swojego drugiego naleśnika zorientowałam się, że małe dziecko, które przedtem zostawiliśmy w salonie, wciąż tam jest, w dodatku z ogromnym psem. Szybko pobiegłam do pokoju obok i zobaczyłam  Cookie’go śpiącego na kanapie. Wróciłam więc do kuchni i zapytałam.
- Gdzie jest dziecko?
- W salonie. – Odpowiedział Harry wygrzebując nutellę ze słoika. Dopiero teraz zorientowałam się, że do stołu przysiadły się jeszcze dwie dziewczyny, które widząc mnie, pomachały i uśmiechnęły się. Odmachałam im i odwzajemniłam uśmiech. Dzięki temu, że każda z nich trzymała za rękę, któregoś  chłopaków, domyśliłam się, że są ich dziewczynami.
- Nie, nie ma go tam. Właśnie sprawdziłam. – powiedziałam, a w pokoju zapadła cisza.
                Po kilku sekundach wszyscy jak na zawołanie wstali ze swoich krzeseł i ruszyli w różnych kierunkach. Harry i Zayn do ogrodu, Sophie i Eleanor (imion dziewczyn One Direction też się nauczyłam) pobiegły sprawdzić pozostałe pomieszczenia na parterze, Liam i Louis oraz Niall i ja, ruszyliśmy na pierwsze piętro, ponieważ tam (jak twierdzili) było najwięcej pokoi. Jak burza przeszukiwaliśmy każdą sypialnię (w jednej znaleźliśmy dwie dziewczyny, a ja byłam prawie pewna, że jedna z nich to aktorka, która grała w moim ulubionym serialu), ale po dziecku nie było ani śladu. Zrezygnowali zeszliśmy do salonu, gdzie zastaliśmy Sophię i El. Dopiero po kilku minutach dołączyli do nas Harry i Zayn. Kamień spadł mi z serca, gdy zauważyłam, że chłopak trzyma w rękach naszą zgubę.
- Ten dzieciak jest szalony! Siedział na materacu, na środku basenu! Nawet nie chcę myśleć jak on się tam dostał! – krzyknął Harry.
- Nigdy nie będę mieć dzieci. – oświadczył Louis
- Będziesz mieć dzieci. – powiedziała Eleanor.
- Będę mieć dzieci. – powtórzył Tomlinson, a ja zaśmiałam się, bo to było urocze.
- Cześć.- Hej! – wszyscy odwróciliśmy się w stronę, z której dobiegały kobiece głosy.
                Przy drzwiach stały te same dziewczyny, które przed chwilą znaleźliśmy w sypialni i teraz byłam pewna na 100%, że jedna z nich to aktorka.
- Hej Kaya! – zawołał wesoło Harry, a do domu weszła kolejna osoba. Ile osób mieszka w tej pieprzonej willi?
- Oh, już nie śpicie. – powiedziała uśmiechając się. - Zrobiłam zakupy! – rzekła dziewczyna unosząc siatki do góry, a kiedy nikt nie zareagował odkaszlnęła, a ja miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ponieważ całe One Direction jak na komendę zaczęło rozpakowywać zakupy.
- Rosie kupiła makaron! Dzisiaj jemy spaghetti! – krzyknął Liam, a reszta mu zawtórowała.




I oto jest 7 rozdział! Mam nadzieję, że się Wam spodobał :)
Mam do Was ogromną prośbę. 
Proszę abyście wysłali link do mojego bloga chociaż 1 osobie
 to zajmie wam tylko kilka sekund, a mi bardzo pomoże. 
Okażcie dobre serduszka :D
Miłego dnia seksowni ludzie xx
x

piątek, 28 listopada 2014

Chapter 6

Przeczytaj proszę notkę pod rozdziałem. Dziękuję. Miłego czytania. xx

Kaya

Następnego dnia razem z Lisą zostałyśmy obudzone przez Bary’ego, który koniecznie musiał zrobić siusiu. Niechętnie wygramoliłam się z ciepłego łóżka, nałożyłam dresy i wyszłam z psem przed dom. Wiedziałam, że załatwianie swoich potrzeb chwilę mu zajmie, więc wyciągnęłam papierosa z kieszeni spodni i zapaliłam go. Zerknęłam na telefon. Żadnych nieodebranych połączeń, co oznacza, że Eric nie próbował się ze mną skontaktować. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że naprawdę ze mną zerwał. Przeżyliśmy ze sobą dobre pół roku, a on tak po prostu odszedł tylko, dlatego że jest zazdrosny. Zrozumiałabym jeśli denerwowałby się o jakiegoś chłopaka, ale o propozycje roli filmowych? To było śmieszne.
                Kiedy Bary się wysiusiał, wypaliłam papierosa do końca i weszłam do domu. W kuchni zastałam Lisę, robiącą herbatę. Dziewczyna uśmiechnęła się, a ja rozglądnęłam po pomieszczeniu. Było jasne, czyste i urządzone w nowoczesnym stylu.
- Dzień Dobry.
- Cześć. – odpowiedziałam i usiadłam na jednym z krzeseł.
- Jak się czujesz? – zapytała stawiając na stole talerz kanapek i dwa kubki herbaty.
- Dobrze, zgaduje. Nadal nie mogę uwierzyć w to, co stało się ze mną i Ericem.
- Nigdy go nie lubiłam. – wzięła gryza kanapki.
- Nie wiem co się stało. On zawsze dzwonił po kłótni, a potem do siebie wracaliśmy. – upiłam łyk herbaty.
- A chcesz żeby zadzwonił? – zapytała a ja podniosłam wzrok. – Chcesz do niego wrócić? Kochasz go w ogóle?
                Chcę znów być z Ericem? Jeszcze tydzień temu odpowiedź byłaby prosta: oczywiście, że tak. Ale teraz nie byłam pewna. Czy chcę wrócić do kogoś, kto ciągle podcina mi skrzydła? Kto próbuje być ode mnie lepszym we wszystkim?
- Nie. – odpowiedziałam, a ciężar, który odczuwałam podczas związku z moim byłym chłopakiem zniknął. – Nie kocham go. Nie chcę z nim być.
- Dzielna dziewczynka. – uśmiechnęła się Panda i wzięła kolejnego gryza kanapki.
                Obserwowałam jak Pandora z uśmiechem zjada śniadanie. Potrafiła cieszyć się z najmniejszych rzeczy, zawsze jej tego zazdrościłam. Lisa była szczera, opiekuńcza i wiedziałam, że zawsze mogę na nią liczyć. Właśnie dlatego, postanowiłam złożyć jej pewną propozycję.
- Przeprowadź się do mnie. – powiedziałam kiedy piętnaście minut później, Panda przebierała się w swoje wczorajsze ciuchy.
- Co?
- Zamieszkaj ze mną. – powtórzyłam. – I tak większość czasu spędzasz w moim domu, a ja nie chcę już żyć tutaj sama, po tym jak Eric się wyprowadził.
- Jesteś pewna, Effy? – zapytała niepewnie.
- Bardziej niż czegokolwiek. – złapałam ją za ręce i uśmiechnęłam się.
- Dobra! – krzyknęła i pisnęła z radości. – Ale muszę już lecieć. Przyjadę koło 17 ze swoimi rzeczami! Już nie mogę się doczekać!
- Do zobaczenia! – pomachałam jej, gdy wychodziła, a następnie udałam się na górę.
                Sprzątnęłam pokój, wzięłam prysznic i przebrałam się w dresy. Nie zamierzałam dzisiaj nigdzie wychodzić, więc nie musiałam ładnie wyglądać. Zalogowałam się na twitterze i instagramie, a to co zobaczyłam było fatalne. Na instagramowym koncie Erica pojawiło się zdjęcie, na którym on i Madison Beer całują się. „Nowy, lepszy skarb”. Przeczytałam opis pod zdjęciem i aż się we mnie zagotowało. Serio? Bardziej wprost się chyba nie dało! Wściekła cisnęłam telefonem o ścianę.
                Jak on mógł mi to zrobić?! Tak mnie upokorzyć!
                Ze zdenerwowania zaczęłam chodzić w kółko po pokoju, a do mojej głowy wpadało milion myśli na minutę. Zmarnowałam z nim tyle czasu! Wspierałam go, pocieszałam! Opiekowałam się, gdy był chory, a raz nawet sprzątnęłam jego wymioty!
                Po chwili poczułam łzy spływające po moich policzkach. No dobra, może jednak go kochałam, ale to już nie miało znaczenia. Nikt nie będzie łamał mi serca.

                Pandora zjawiła się w moim domu dokładnie o 17 z trzema walizkami, czterema pudłami i uśmiechem na ustach. Tego ostatniego pozbyła się, gdy tylko zobaczyła w jakim stanie jestem. Mocno mnie przytuliła, a następnie wysłuchiwała wszystkich przekleństw oraz obelg kierowanych w stronę Erica (możliwe, że sama dodała część). Kiedy się trochę uspokoiłam, pomogłam jej w rozpakowaniu bagaży, a następnie obie skierowałyśmy się do salonu, gdzie włączyłyśmy telewizor i starałyśmy skupić się na jakimś głupim filmie.
- Chcę żeby cierpiał. – powiedziałam pożerając kolejną garść popcornu (pieprzyć kalorie, jutro pójdę na siłownię). – Chcę żeby było mu tak samo źle, jak mi jest teraz.
- Czyli chcesz żeby był zazdrosny tak jak ty?
- Nie jestem zazdrosna! – zaprzeczyłam, a przyjaciółka uniosła brwi. – Dobra, może trochę jestem.
- Więc spraw, aby był zazdrosny.
- Ale jak? – zapytałam, a Lisa wzruszyła ramionami. Po chwili jej telefon zaczął pikać, co oznaczało, że dostała powiadomienie, prawdopodobnie z twittera.
- Harry Styles dodał tweeta! – krzyknęła, a ja wzruszyłam ramionami, ponieważ miałam to w nosie. – Nie rozumiesz! Patrz!
- „Cześć seksowni ludzie! Kto ma ochotę na małą imprezkę? Wbijajcie!” – przeczytałam na głos, a Lisa wpatrywała się we mnie. – One Direction organizują imprezę, co z tego? – zapytałam, a Panda uderzyła się otwartą dłonią w twarz.
- Ugh, kocham cię, ale czasem jesteś głupia.
- Przepraszam, że nie widzę związku pomiędzy imprezą, na której będzie pewnie ze sto osób, a sprawieniem aby mój chłopak był zazdrosny i aaaa…Dobra, już wiem.
- Dziękuję! – wyrzuciła ręce i górę i zaśmiała się. – A teraz chodź, trzeba się ogarnąć.


Przysięgam, że jeszcze nigdy nie zdążyłam ubrać się, umalować i uczesać w 20 minut. Dzięki temu już o 18, razem z Pandą stałyśmy już pod domem One Direction (może a może nie, musiałyśmy znaleźć ich adres w internecie) i łał, on jest ogromny. Przeszłyśmy przez zatłoczony podjazd (znajdowało się tam około pięćdziesięciu osób) i weszłyśmy do domu, z którego usłyszeć można było głośną muzykę. Złapałam Lisę za rękę, aby się nie zgubić i próbowałam znaleźć jakiegoś znajomego. Niestety imprezowiczów było tak wielu, że nie mogłam nic zobaczyć, dlatego pociągnęłam przyjaciółkę w stronę baru. Poprosiłam o dwie wódki z colą i zobaczyłam Pandę rozmawiającą z Harry’m Styles’em. Dziewczyna prawie się roztopiła kiedy popatrzył jej w oczy i jestem pewna, że zaczęła się ślinić. Postanowiłam nie pozwolić jej zrobić z siebie całkowitej kretynki i podeszłam do nich.
- Panda, szukałam cię. – powiedziałam podając przyjaciółce kubek z napojem.
- Dzięki. – odpowiedziała piorunując mnie wzrokiem. Zignorowałam to.
- Panda? Myślałem, że nazywasz się Lisa. – rzekł Harry. – Ty jesteś Kaya, tak?
- Tak naprawdę nazywam się Lisa, ale Effy czasem mówi na mnie Pandora, bo tak nazywałam się w serialu, w którym razem grałyśmy. A ja nazywam ją Effy chociaż nazywa się Kaya. Nikt nigdy nie wie o co chodzi, to zabawne, bo tylko my dwie jesteśmy wtajemniczone, tak jak przyjaciółki. Bo jesteśmy przyjaciółkami. Prawda Effs? A gdzie twoi przyjaciele Harry? Chciałam ich…
- Lisa! – przerwałam jej. – Znów dostałaś słowotoku. Wyjdź na zewnątrz i uspokój się. – nakazałam przyjaciółce, na co kiwnęła głową i wyszła cała czerwona na twarzy.
- Co to było? – zapytał chłopak śmiejąc się.
- Lisa dostaje słowotoku, gdy się denerwuje.  – wytłumaczyłam i uśmiechnęłam się, a Harry kiwnął głową.
- Więc, jak się bawisz?
- W porządku.
- Zawsze jesteś taka małomówna? – zapytał, na co wzruszyłam ramionami. – Chcesz poznać chłopaków?
- Dobra, tylko najpierw znajdźmy Pandę, bo nie wybaczy mi spotkania z One Direction bez niej.
- Jest fanką?
                 Psychofanką. Wie o tobie więcej niż ty sam.

 - Um..taa. – powiedziałam, a Harry pociągnął mnie w stronę patio, gdzie znaleźliśmy Lisę. Następnie skierowaliśmy się do pokoju na piętrze.

Harry poprowadził nas do pomieszczenia znajdującego się na końcu korytarza. Wchodząc do środka zobaczyłyśmy kilku chłopaków oraz trzy dziewczyny, które skądś kojarzyłam, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Kiedy zostałyśmy zauważone, wszyscy wstali i podeszli w naszą stronę.
- Dobra wszyscy. – skierował się do swoich przyjaciół Styles. – To są Lisa i Kaya. Dziewczyny, to jest urocza Rosalie, obok niej przepiękna Sophie i Eleanor. – El udała obrażoną, a reszta zaśmiała się. – Ten idiota obok łóżka to Louis, obok niego stoi Zayn, dalej Liam i Niall.
- Hej! O kurcze, tak się cieszę, że was poznałam! – wykrzyknęła Panda i uścisnęła każdego z chłopaków (możliwe, że Zayn’a przytulała trochę dłużej).
- Cześć. – pomachałam tym samym zwracając na siebie uwagę.
- Niall, czy to nie jest… - zaczął chłopak o imieniu Zayn, ale nie zdążył dokończyć, bo blondyn zakrył mu usta.
 Chłopcy zaczęli się ze sobą sprzeczać, jednak po chwili wybuchli śmiechem, więc uznałam, że to nic takiego. Wszyscy usiedliśmy (Louis i Eleanor na kanapie, Liam na fotelu z Sophią na kolanach, Zayn i Rosalie na łóżku, a reszta na podłodze) i zaczęła się rozmowa. Początkowo było odrobinę niezręcznie, jednak kilka drinków później nie było już tego problemu. Postarałam się przyjrzeć każdemu z nich, ale moją uwagę najbardziej przykuł Niall ( może a może nie gapiłam się na niego przez dobre 5 minut). Nie mogłam odwrócić wzroku od jego lodowato niebieskich oczu, ponieważ były przepiękne. Po chwili usłyszałam  śmiech Horana i już wiedziałam, kto pomoże mi dopiec Ericowi.



Wredna Kaya! Sama byłam na nią kiedy to pisałam.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba i bardzo przepraszam na błędy jeśli jakieś są :) 
Jak zauważyliście zmienił się szablon bloga i bardzo bardzo dziękuję Monice, która zrobiła go dla mnie :D zaobserwujcie ją na twitterze jeśli chcecie @onllly_  
Następny rozdział mam już napisany, więc jeśli chcecie mogę go dodać wcześniej, np. jutro lub w niedzielę. Napiszcie w komentarzach :)
Miłego wieczoru seksowni ludzie xx


piątek, 21 listopada 2014

Chapter 5

Rosie


                Obudziły mnie promienie słońca, przedostające się przez do połowy zasunięte żaluzje. Słyszałam ćwierkanie ptaków, a delikatne podmuchy wiatru, które dało poczuć się przez uchylone okno, owiewały moją twarz. Oczywiście, to wszystko było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Już za chwilę drzwi otworzyły się z hukiem, a do pokoju wpadło pięciu półnagich chłopaków. A może nie było to wcale takie złe? 
                Otworzyłam jedno oko, nade mną pochylał się Harry, po cichu informując mnie o tym, że pora wstawać. Jego oddech łaskotał mnie w skórę, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Po chwili przed oczami błysnął mi wyświetlacz telefonu Liam’a, który próbował uświadomić mi, że jesteśmy spóźnieni. Zayn rozmawiał przez telefon przeglądając moje ubrania. Nie krępuj się, Malik. Niall zastanawiał się na głos, którą bluzkę powinien dziś założyć, a Louis stał w drzwiach i patrzył na całą sytuację z rozbawieniem. Jak ja kocham pobudki w tym domu.
- Rose, słuchasz mnie w ogóle? – głos Nialla wyrwał mnie z zamyślenia – Biała czy czarna?
- Za piętnaście minut przyjedzie po nas samochód! – powiedział Liam. – Mamy dzisiaj dużo pracy, więc pośpiesz się, Rosie!
- Rosalie, John chce się z tobą widzieć. Masz iść do jego biura, zaraz po dotarciu do siedziby Modestu – poinformował mnie Zayn.
- Co chcesz na śniadanie? – zapytał Louis.
                Wciąż zaspana, wysłuchiwałam tego, co chłopcy mieli mi do powiedzenia. Natłok wiadomości oraz poznanie dokładnych planów na dzisiaj sprawiły, że miałam ochotę schować się pod kołdrą i nie wychodzić stamtąd aż do wieczora. Po dogłębnym rozważeniu tej opcji, stwierdziłam iż żadne dzisiejszych wydarzeń mnie nie ominie, więc nie ma sensu odkładać tego na później. Wysiliłam swój nie do końca obudzony mózg i wypowiedziałam jedno, w miarę składne zdanie.
- Niall założ białą, Louis chcę cokolwiek, Zayn dzięki za uprzedzenie, Liam zejdę za dziesięć minut.
                Chłopcy skinęli głowami i wyszli. Prawdopodobnie, nie spodziewali się, że pójdzie im ze mną tak łatwo. Ostatnim razem, kiedy próbowali mnie obudzić, każdy z nich zyskał kilka nowych siniaków, przez co od razu wybuchła afera. Ale kiedy to ja budzę ich, narażając swoje biedne drogi oddechowe na ich poranne zapachy oraz możliwość dostania kopniaka prosto w brzuch, nic złego się nie dzieje. Niech żyje sprawiedliwość.
                Dopiero po chwili zorientowałam się, że w pokoju został tylko Harry. Rozglądał się, jakby był bardzo zaciekawiony moją kolekcją szminek (na punkcie których miałam małą obsesję) lub nie chciał złapać ze mną kontaktu wzrokowego. Kiedy odchrząknęłam, wzdrygnął się, a jego palce zaczęły wydawać się mu najbardziej ciekawą rzeczą na świecie. Denerwował się? Harry Zluzuj Majty Styles był zdenerwowany? Niemożliwe.
- Coś się stało?
- Rosie, miałabyś może…chciała wybrać ze mną.. się na pizzę ze mną w piątek może? – wydukał w końcu Harry i podrapał się po karku.
                Moje serce momentalnie zaczęło się topić, a w mojej głowie można usłyszeć było głośne „aww”.  Denerwował się, bo chciał zaprosić mnie na randkę. To okropnie urocze! Miałam ochotę wykrzyknąć wielkie i tłuste tak, ale na szczęście, dałam radę się opanować.
- Z przyjemnością wybiorę się z tobą na pizzę, Harry. – powiedziałam spokojnie. Właśnie w takich chwilach, dziękowałam mamie za zapisanie mnie na kółko teatralne.
- Naprawdę? – wyszczerzył się, a ja pokiwałam głową – Piątek, koło ósmej? – zapytał wychodząc na korytarz
- Piątek, koło ósmej – uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi. 

                Przyszykowanie się do wyjścia zajęło mi odrobinę więcej czasu niż przypuszczałam. Wzięłam szybki prysznic i nałożyłam wcześniej przygotowane ubrania. W końcu doszło do czegoś, czego najbardziej się obawiałam. Zaczęła się mordercza walka z eyelinerem.
                                               Kiedy po raz trzydziesty siódmy zmywałam krzywo narysowaną kreskę nad powieką, stwierdziłam iż mam dość. Odłożyłam diabelski przedmiot i przeczesałam włosy palcami. Wyciągnęłam czarną torbę, którą dostałam od mamy na Gwiazdkę i spakowałam do niej wszystkie potrzebne rzeczy.
                Wchodząc do salonu zobaczyłam Zayn’a i Niall’a grających w fifę, którą swoją drogą uwielbiałam. Liam i Louis sprzątali po śniadaniu, miło, że na mnie zaczekali. Fakt, iż chłopcy byli bez koszulek, odrobinę mnie pocieszał. Po chwili obok mnie stanął Harry, który gdy tylko zauważył pusty stół oraz opróżnione pudełko z jego ulubionymi płatkami, zaczął krzyczeć.
- Trzeba było zejść wcześniej. – powiedział Louis kiedy brunet, po raz setny tłumaczył mu, jak bardzo karygodne było ich zachowanie.
- Nie mogłem! Rose zajęła łazienkę. – rzekł, a po chwili zastanowienia wyszczerzył się i zwrócił do mnie – Jak twój eyeliner?
- Bardzo śmieszne! – wystawiłam mu język i udałam obrażoną.
- Poproszę Lou, aby udzieliła ci kilku rad. Może uda ci się w końcu zrobić coś z tym. – powiedział unosząc ręce w kierunku mojej twarzy.
- Jesteś niemożliwy! – funkęłam i wyrzuciłam ręce w powietrze - nie rozmawiam z tobą - Harry zaśmiał się.
- Tylko się droczę. Jesteś piękna, nie potrzebujesz makijażu. – powiedział obejmując mnie w tali i całując w nos.
- Powinienem być zazdrosny? – zapytał Lou i podał nam talerze z kanapkami. Harry skinął głową i zaczął jeść śniadanie.
- Rose zdradza cię z twoim najlepszym kumplem. Trzymasz się jakoś, stary? – zapytał Niall obejmując Louisa ramieniem.
- Pff, nie potrzebuję ich. Mam Zayn’a, prawda kochanie? – rzekł szczerząc się w stronę mulata.
- Nie mieszaj mnie w to. – odpowiedział Malik i wyszedł z pomieszczenia z telefonem przy uchu.
                Może to było odrobinę dziwne, ale przyzwyczailiśmy się już do takiego zachowania Zayn’a. Nie zdarzało się ono często i tylko w jednym wypadku: odwiedzinach Perrie.    
 Dopiero po chwili zorientowałam się, że wciąż stoję pośrodku salonu z talerzem kanapek w ręku. Podeszłam do stołu i usiadłam obok mojego najlepszego przyjaciela.
                Wiecie co jest lepsze od kanapek z nutellą? Obserwowanie Harry’ego kiedy je zjada. Połowa czekolady, która znajdowała się na pieczywie, była teraz na twarzy uśmiechniętego Styles’a.  Wybuchłam śmiechem, a kiedy chłopak zrozumiał o co chodzi, dołączył do mnie.

               
                Po kilkunastu minutach byliśmy już w drodze do siedziby Modestu. Jazda minęła dość spokojnie (co w przypadku chłopaków było bardzo rzadkie), nie licząc małej sprzeczki o to, kto z nas ma jechać z przy oknie. Na szczęście udało mi się usiąść pomiędzy Zayn’em a Liam’em. Każdy z nich skupiony był na swoim telefonie, więc wiedziałam, że nie będą mnie dźgać w żebra (co wręcz uwielbiali). 


                Kiedy zorientowałam się, że jesteśmy już w budynku, chłopcy byli w drodze na comiesięczną naradę z ludźmi od marketingu. Układanie planu prób, wybieranie piosenek do nowego albumu, ostateczne poprawki  nagraniach, przygotowywanie do koncertów. Jedna wielka masakra.
                Z zamyślenia wyrwał mnie głos Kevina – stażysty, który bardzo głośno rozmawiał przez telefon. Serio, powinien mówić ciszej, miałam w nosie hemoroidy jego siostry.
                Usiadłam na jednej z czarnych kanap znajdujących się naprzeciwko wind i zaczęłam zastanawiać się po co John chce mnie widzieć. Myślałam, że wszystko ustaliliśmy tydzień temu. Dokładnie znałam swoje obowiązki i póki co, szło mi całkiem nieźle. Na szczęście moja rola polegała tylko na wyglądaniu przyzwoicie, trzymaniu Louis’a za rękę oraz wymienianiu się z nim pocałunkami w policzek od czasu do czasu. Szczerze? Lubiłam moją pracę. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że oszukujemy kilka milionów ludzi i że prawdopodobnie pójdę za to do piekła (które na sto procent zafundują mi fanki chłopaków jeszcze za życia, gdy tylko się dowiedzą). Kłamstwo ma krótkie nogi, a fakt iż nie znałam wszystkich szczegółów związku El i Lou, dodatkowo je skracał.
- Panno Rose, pan Black czeka na panią w swoim gabinecie. -  oznajmiła Ashley, recepcjonistka nadzorująca staż Kevina.
                Wstałam i ruszyłam w stronę windy. Drzwi otworzyły się, a z pomieszczenia wyszło kilka osób. Zostałam sama. Świetnie. Jazda w metalowym pudełku niespecjalnie przypadała mi do gustu. W samotnej przejażdżce nie pomagał mi też fakt, iż mam klaustrofobię. Nacisnęłam odpowiedni przycisk i z zamkniętymi oczami wsłuchiwałam się w głupią melodyjkę lecącą z radia. Chciałam otworzyć oczy, by móc ocenić swój wygląd w znajdującym się tu lustrze, jednak nie za bardzo miała ochotę na atak paniki. Po chwili usłyszałam znajomy dzwonek oznaczający zatrzymanie się windy, i wyszłam na korytarz. Od razu skierowałam się w stronę biura John’a. Niemalże biegłam, byle by tylko nie natknąć się na Bob’a składającego mi niemoralne propozycje. Stojąc przed drzwiami mojego szefa, szybko poprawiłam fryzurę. Kiedy uniosłam rękę by zapukać, drzwi uchyliły się. John stał po drugiej stronie pokoju z pilotem w ręce. Automatyczne drzwi, serio?
                John Black jako jedna z najbardziej znienawidzonych przeze mnie osób, był przystojny, czarujący, onieśmielający, a do tego obrzydliwie bogaty. Uśmiech, który teraz malował się na jego niebywale pięknej twarzy, przyprawił mnie o mdłości. John mimo młodego wieku miał wszystko. Władzę, pieniądze, kontakty. Doskonale zaplanował  każdy szczegół z kariery moich przyjaciół. On jako pierwszy podpisał z nimi kontrakt, wiedział, że One Direction będzie w stanie odnieść światowy sukces. Jednak wciąż był okrutnym i bezdusznym mężczyzną, który zmusił swoją narzeczoną do usunięcia ciąży, bo dziecko mogło zniszczyć jego karierę. To on wpadł na pomysł z dwoma dziewczynami dla Louis’a. Dodatkowo, ciągle podsycał ogień rozpuszczając plotki o związku Larry’ego, chociaż dobrze wiedział, że Tomnlinson jest zakochany na zabój w Eleanor. To on stworzył Zerrie, aby wypromować zespół Pezz. Black wiedział co i kiedy powiedzieć, był gotowy na wszystko. Był geniuszem.
- Dzień dobry, Rosalie. – jego głos wyrwał mnie z zamyślenia. – Jesteś zwolniona.
Zastygłam w bezruchu, a moje oczy powiększyły się do rozmiarów piłek do golfa.
- C..co? Czemu?
- Byłaś dobrą Eleanor, ale prawdziwa dziewczyna Louis’a stwierdziła, że jest o ciebie zazdrosna i postara się pogodzić studia z pracą. Jeżeli chodzi o ciebie Rosalie, mam inne plany. Chciałbym żebyś była moją dziewczyną. – powiedział Black
 - Przykro mi John, ale nie odwzajemniam two… - zaczęłam, ale nie pozwolił mi dokończyć.
- Na litość boską, nie chcę być z tobą naprawdę! Chcę żebyś  u d a w a ł a.
- Co? To nawet lepiej, ale po co miałabym to robić? Poza tym masz dziewczynę. - odpowiedziałam
- Jeśli chodzi o Natalie, to już przeszłość, więc nie musisz się martwić o moje życie osobiste.
- A czy chłopcy, oni będą o tym wiedzieć?
- Nie, to zostaje tylko między naszą dwójką tak samo jak ta rozmowa. Masz czas do soboty, na przemyślanie wszystkiego. Jeśli się nie zgodzisz twoje wypowiedzenie znajdzie się na moim biurku w poniedziałek, a dobrze wiesz co się z tym wiąże. Nie ma pracy, nie ma pieniędzy, nie ma studiów.  – powiedział uśmiechając się. – Do widzenia, Rosalie. – nacisnął odpowiedni przycisk, a drzwi otworzyły się.
               
                Jak najszybciej wydostałam się z biura mojego szefa i skierowałam do windy. Zastanawiałam się, co tym razem wymyślił John i dlaczego postanowił mnie w to wmieszać. Wiedziałam, że jeśli się zgodzę, Harry dowie się o tym i już nigdy nie będzie ze mną rozmawiać, ale jeśli się nie zgodzę, stracę pracę i studia. Wychodząc z windy wciąż nie wiedziałam co zrobić. Po opuszczeniu siedziby Modestu, skierowałam się do samochodu, w którym czekali na mnie chłopcy.

Dwie godziny i przystanek w Tesco później, byliśmy już w domu. Od razu ruszyłam do kuchni w celu zrobienia kolacji, podczas gdy chłopcy rozpakowywali zakupy. Przygotowywanie posiłku zajęło mi dwa razy dłużej niż zazwyczaj, ponieważ na niczym nie mogłam się skupić. Na samą myśl o poinformowaniu chłopków o rzekomym związku z moim szefem, miałam ochotę zwymiotować, bo wiedziałam, że nie będą z tego zadowoleni.
- Wszystko gra? – zapytał Liam  – odkąd wyszłaś z biura John’a nie odezwałaś się ani słowem.
- I przypaliłaś kurczaka. Ty  n i g d y  nie przypalasz niczego. – powiedział Harry
- No waśnie, co się dzieje Rosalie? – Louis spojrzał na mnie znad swojego talerza. – Nam możesz powiedzieć? Tak robią przyjaciele, racja chłopaki?
Okej przysięgam, że moje serce się topi.
-
Więc co, teraz zaśpiewamy kumbaya? – prychnął Zayn wstając od stołu, a następnie wyszedł na taras prawdopodobnie zapalić.
- Pójdę do niego.  – mruknął Niall, a cała reszta wzruszyła ramionami.
- Może znów pokłócił się z Perrie? – powiedział Liam nakładając sałatkę
- Lub po prostu mnie nienawidzi. – stwierdziłam nalewając soku do szklanki.
- Przestań tak mówić, ciebie wszyscy lubią. – uśmiechnął się Harry, prawdopodobnie nie wiedząc jak bardzo jest cudowny. – Smacznego.


- Co wy na to, aby urządzić małą imprezkę? – krzyknął Louis kiedy wszyscy usiedliśmy na kanapie wybierając film na dzisiejszy wieczór.
                Wciąż nie wiedziałam co zrobić w sprawie mojego szefa, przez co się denerwowałam, a głośna muzyka i kilkadziesiąt pijanych osób było ostatnim na co miałam ochotę.
- Wchodzę w to! – powiedział wesoło Niall, a chłopcy pokiwali głowami.
- W takim razie Harry i Niall porozsyłają zaproszenia, Ja i Louis ogarniemy dom, a wy jedźcie po alkohol i przekąski. – Liam wydał polecenia, a następnie ciągnąc błagającego o inne zadanie Tomlinsona, wyszedł z pomieszczenia.


Okejj, więc to już 5 rozdział i mam nadzieję, że się podoba :) 
bardzo bardzo bardzo dziękuję za 1000 wejść co jest łał, jesteście super <3
dziękuję wszystkim którzy zostawiają komentarze, bo to bardzo motywuje :D

środa, 19 listopada 2014

Chapter 4

Carly


                Podróż minęła mi dość szybko, prawdopodobnie, dlatego że spałam przez cały czas. Po wylądowaniu, wyszłam z samolotu, a następnie razem z innymi pasażerami poszłam odebrać swój bagaż. Kiedy dostałam walizkę, skierowałam się do wyjścia, jednak w połowie drogi zamarłam. Uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia, gdzie mieszka Perrie. Nie znałam też imion jej znajomych, ani nie miałam ich numeru telefonu. Spanikowana usiadłam na jednym z krzeseł. Już chciałam zadzwonić do siostry, gdy usłyszałam pisk.
- To Perrie Edwards! – ktoś krzyknął, a ja kiedy popatrzyłam w kierunku, z którego dochodził dźwięk i przeraziłam się jeszcze bardziej.
                Około stu dziewczyn, ubranych w koszulki z zespołem mojej siostry, ruszyło w moją stronę. Wszystkie krzyczały i śpiewały. Miałam przeczucie, że to już koniec. Za kilka sekund miałam zostać staranowana przez grupę fanów mojej Pezz. Nagle poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię. Ulżyło mi, gdy okazało się, że to ochroniarz. Chwyciłam walizkę i pobiegłam za nim. Mężczyzna wezwał wsparcie i pomógł mi wydostać się na zewnątrz. Wciąż lekko sparaliżowana, podziękowałam Tayler’owi (jego imię napisane było na plakietce przyczepionej do jego munduru), niestety nadal nie wiedziałam co powinnam zrobić, więc stałam pośrodku parkingu z walizką w ręce, kopiąc jeden z kamyczków leżących na ziemi.
- Hej.  – usłyszałam.
                Natychmiast odwróciłam się i ujrzałam dziewczynę mniej-więcej w moim wieku. Już miałam z powrotem prosić ochronę o pomoc, kiedy blondynka odezwała się ściszonym głosem.
- Wiem, że to ty Carly. Nie bój się. Jestem Katherine, przyjaciółka Perrie.
                Kamień spadł mi z serca.
- Hej. – odezwałam się – Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię widzę! Nie wiedziałam dokąd powinnam iść!
- Tak, cała Pezz. Wysłała cię do obcego miasta, nie podając nawet adresu jej domu. – zachichotała, a ja razem z nią.
                Jej śmiech był zaraźliwy. To urocze.
- Chodź już, nie będziemy tu stać całego dnia. Mam ci tyle do opowiedzenia! – powiedziała biorąc moją walizkę. – zaparkowałam na drugim końcu parkingu, to niedaleko.
                Tysiąc słów Katy i trzysta czterdzieści siedem kroków później stałyśmy już przy białym BMW. Łał, jesteśmy w tym samym wieku, ona ma BMW, a ja rower. Super.
- Podoba ci się? – zapytała wsiadając na fotel kierowcy.
- Taak. Jest świetne. – powiedziałam i usiadłam na miejscu obok.
- Cóż, to dobrze, bo jest twoje! – zapięła pas i włączyła radio.
- Jak to?
- Właściwie należy do Perrie, ale skoro ona bawi się w Carly, teraz to autko jest twoje! – uśmiechnęła się
- Łał. – kompletnie mnie zatkało.
                Nie mogłam w to uwierzyć. Ten samochód przez najbliższe cztery miesiące będzie należał do  m n i e. Już nie mogłam się doczekać, aby usiąść za kierownicą i… Cholera! Ja nie potrafiłam prowadzić.
                Podczas jazdy do mojego tymczasowego domu, Katherine zdążyła opowiedzieć mi o swoim trzech nieudanych randkach. Opisała mi też dziewczyny z zespołu oraz Zayna, chłopaka Perrie. Kiedy dojechałyśmy, Kate zaparkowała auto obok czarnego Bentley’a (dowiedziałam się, że należy do Jesy), a moja szczęka opadła, gdy zobaczyłam stojące obok niego dwa audi, które prawdopodobnie należały do Jade i Leigh. Gdy wysiadłam z samochodu, przyglądnęłam się budynkowi, w którym miałam żyć. Potrafiłam wypowiedzieć tylko jedno.
- Łał. – zatrzasnęłam drzwi pojazdu i wyciągnęłam walizkę.
- Często mówisz łał.  – zauważyła i uśmiechnęła się, a następnie ruszyła w stronę wejścia do domu. – jesteśmy!
                Natychmiast usłyszałam tupanie nóg, a już po chwili ściskana byłam przez trzy pary rąk. Po kilkunastu sekundowym tuleniu oraz zmiażdżeniu moich żeber, dziewczyny odsunęły się nieco.
- Tęskniłam króliczku. – powiedziała Jade poprawiając ogromną kokardę na czubku jej głowy.
- Dobrze, że wróciłaś, mała. Mam ich już powyżej uszu.  – powiedziała Jesy i puściła mi oczko.
- W końcu w domu. – Leigh uśmiechnęła się, obejmując Jessicę. – opowiadaj jak było w South Shields.
- To ja przyniosę jakieś ciastka! – krzyknęła Jadey i pobiegła (prawdopodobnie) do kuchni. – Kto do cholery zjadł wszystkie ciasteczka?! Jessico Nelson ty potworze!
                Wydawało mi się to trochę dziwne, że żadna z nich nie poznała swojej najlepszej przyjaciółki. Weźmy na przykład Vivian, ona na pewno zorientuje się, że Perrie to nie ja. Przynajmniej tak myślę.
                 Przez następne dwie godziny opowiadałam dziewczynom o pobycie Pezz w South Shields. Właśnie w tym momencie przyszedł czas, na sprawdzenie moich umiejętności aktorskich, które muszę skromnie przyznać, wypadły świetnie. Kiedy przyjaciółki mojej siostry wsłuchiwały się w me słowa jak zaczarowane, przybiłam sobie w duchu piątkę i zdałam sprawę, że wszędzie, dosłownie wszędzie Perrie jest zawsze w centrum uwagi.
                Po wypiciu herbaty (którą postanowiła robić Jade, gdy okazało się, że nie ma już ciastek), Katy odprowadziła mnie do mojego tymczasowego pokoju i wyszła.                      
                 Zamknąwszy za nią drzwi, usiadłam na królewskich rozmiarów łóżku i rozglądnęłam się po pokoju. Muszę przyznać, że był dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażałam. Sufit oraz trzy ściany były białe, a czwarta miała bladoróżowy odcień. Łóżko znajdowało się pod różową ścianą – naprzeciwko drzwi - a obok niego stały dwie, małe szafki nocne. Na jednej z nich znajdował się przeźroczysty flakon z białymi tulipanami, na drugiej lampka. Po lewej stronie pokoju znajdowało się wejście do łazienki (bardzo różowej), a po prawej biurko oraz dwie szafy – jedna z nich przyozdobiona była naklejkami z Myszką Miki. Wszystkie meble były białe, a ściany ozdobione były zdjęciami Perrie z przyjaciółkami. Niektóre fotografie przedstawiały również mnie, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.
                Zaczęłam rozpakowywać walizkę, jednocześnie zachwycając się ubraniami Pezz. Mnie nigdy nie było na takie stać, ale fakt iż będą moje przez całe cztery miesiące pocieszał mnie.  Czterdzieści różnych outfitów, dwadzieścia cztery pary butów i siedemdziesiąt siedem selfie później, przebrałam się  i dołączyłam do dziewczyn, które postanowiły zorganizować wieczór onesie.



                Półtorej godziny później, leżałam w ogromnej i wygodnej wannie, zanurzona w pianie po szyję i zastanawiałam się, co teraz robi moja siostra oraz co podkusiło ją, by zamienić  t o  na moje nudne życie.

piątek, 14 listopada 2014

Chapter 3

Rosie



Nerwowo ściskałam rękę Louis’a. Prawdopodobnie, gdyby nie podtrzymywał mnie swoim ramieniem, upadłabym. Moje nogi, które teraz były jak z waty, zakrywała czarna lekko obcisła sukienka, którą nakazano mi włożyć.
                Weszliśmy na czerwony dywan. Louis coś do mnie mówił, jednak nie usłyszałam. Wszystko zagłuszone było przez pisk fanek. Próbowałam znaleźć wzrokiem bruneta, jednak błysk fleszy mi to utrudniał. Poczułam szarpnięcie i przesunęłam się do przodu. Teraz widok uniemożliwiał mi tylko wzrost Liam’a. Zrobiłam krok w bok i stanęłam obok Tomlinsona. Niebieskooki uśmiechnął się do mnie i lekko pociągnął w stronę wejścia. Niepewnie ruszyłam za nim.
                Jeszcze nigdy nie byłam na tego typu imprezach. To pierwszy raz, kiedy widziałam tak ogromną ilość sztucznych uśmiechów, kierowanych w moją stronę.
                Zajęliśmy miejsce przy jednym ze stołów, postawionych tuż przy scenie. Louis objął mnie ramieniem, dodając mi tym samym trochę otuchy.
- Cała się trzęsiesz. Jesteś zdenerwowana? - zapytał
- Jak na to wpadłeś, Sherlocku? – Louis zaśmiał się ukazując rząd białych zębów.
- Będzie dobrze, nie martw się. – odgarnął włosy ze swojej twarzy.
- Najwyżej skompromitujesz się przed milionami ludzi. – wyszczerzył się siedzący obok Harry. – Nie ma się czym przejmować, Kwiatuszku.
- Nie pomagasz. – odpowiedziałam skupiając się na zaczynającym swoje przemówienie, prowadzącym.
                Harry, pomimo kiepskiego poczucia humoru i beznadziejnego wyczucia chwili, był moim najlepszym przyjacielem. To właśnie on załatwił mi pracę w Modest, jednak jedynym powodem przez, który ją przyjęłam była dość ograniczona liczba moich funduszy. Studia kosztowały majątek, ale nie zamierzałam się poddać. Na szczęście, chłopcy zaproponowali mi, bym wprowadziła się do nich, co rozwiązywało kwestię mieszkania. Początkowo, czułam się niekomfortowo w domu z pięcioma mężczyznami, jednak teraz przyzwyczaiłam się do tych wariatów i kocham ich nad życie.
                Niedługo po tym podeszła do nas Lou prosząc, abym poszła z nią do toalety. Po kilku próbach znalezienia łazienek, okazało się, że są one po drugiej stronie sali (niech żyje personel znający rozmieszczenie wszystkich pomieszczeń). Kiedy każda z nas załatwiła swoje potrzeby, poprosiłyśmy przechodzącą obok dziewczynę, aby zrobiła nas zdjęcie i omal nie umarłam kiedy okazało się, że to Jessie J. Następnie udałyśmy się na główną salę, a Lou wróciła do swojego stołu. Ja usiadłam na swoim miejscu skupiając się na występujących artystach. 
                Podczas rozmowy, a raczej małej kłótni z Liam’em, który twierdził, że głos Ariany jest zbyt piskliwy, usłyszałam czyjś krzyk.
- Popatrz na ich idealne włosy i te garnitury! Są gorący!
                Jak na zawołanie cała nasza szóstka skierowała swój wzrok na stolik obok naszego, a blondynka siedząca przy nim zrobiła się czerwona i szybko usiadła na krześle, o mało co z niego nie spadając.
- Dzięki! – odpowiedział Harry.
                Towarzyszka wrzeszczącej przedtem dziewczyny próbowała powstrzymać parsknięcie, a następnie spojrzała w naszą stronę i uśmiechnęła się do Styles’a. On odpowiedział jej tym samym, co sprawiło, że radość chwilowo zniknęła z mojej twarzy, ponieważ może, a może i nie, lubię tego chłopaka bardzo.
                Spojrzałam na resztę zespołu. Wszyscy wrócili do oglądania występu Bruno Marsa (może z wyjątkiem Niall’a, który wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć, ponieważ „To pieprzona Kaya Scodelario”). Blondyn widząc moją minę typu nie-mam-pojęcia-kto-to, wyjaśnił, że aktorka grała w jego ulubionym serialu. Przytaknęłam, a następnie życzyłam chłopakom powodzenia, bo to była ich kolej by wyjść na scenę.
                Po występie chłopaków, w końcu mogliśmy wrócić do domu. Wychodząc robili sobie zdjęcia z fanami i podpisywali plakaty oraz rysunki ze swoimi podobiznami. Początkowo stałam z boku, nie chcąc przeszkadzać i czując się trochę niezręcznie, ale potem Louis przyciągnął mnie obok siebie, abym również mogła być na fotografii. Kiedy skończyli rozdawać autografy, zmęczeni, wsiedliśmy do samochodu.

                W drodze powrotnej chłopcy wciąż wykłócali się o to, który z nich wypadł najlepiej, niech żyje skromność.
- Przystojny, utalentowany i do tego bystry  – wyliczał na palcach czarnowłosy.
- Myślałem, że mówimy o tobie, Zayn, a nie o mnie – Louis wystawił mu język – a ty co myślisz, Rose? Kto wygląda najlepiej?
                Uważnie się im przyjrzałam. Każdy z nich wyglądał świetnie, chociaż większość miała na sobie zwykłe koszulki. To zaczynało mnie irytować, że oni dosłownie we wszystkim wyglądają idealnie, a ja aby wyglądać w porządku, muszę spędzać kilkadziesiąt minut przed lustrem.
                W samochodzie zapadła kompletna cisza, nawet William nasz kierowca, przestał podśpiewywać piosenkę lecącą w radio.
- Ugh..nie wiem. - przeczesałam włosy ręką – Ch-chyba Harry. – powiedziałam i zaczerwieniłam się lekko.
Niespodzianka, huh?
                Znów rozpoczął się gwar, za co serdecznie dziękowałam niebiosom. Nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi, zawsze miałam wrażenie, że powiem coś głupiego, a wszyscy będą się śmiać. Moja głupia fobia zaczęła się w trzeciej klasie, kiedy to nauczycielka kazała wyrecytować mi wiersz przed całą szkołą. Po pierwszej zwrotce chciało mi się wymiotować, a pod koniec, mówiłam z prędkością karabinu maszynowego.
                Pół godziny później, znajdowaliśmy się już na podjeździe domu chłopaków. Było już po północy, a z racji tego, że od samego rana czekało nas sporo pracy, szybko wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do środka. Chwilę potem, nie było słychać nic prócz tykającego w kuchni zegara.

                Obudziłam się w środku nocy cała spocona. Znów ten koszmar. Od kilku dni ciągle śniło mi się, że ktoś odkrył nasz sekret i wyjawił go całemu światu, przez co chłopcy stracili fanów, a mnie wsadzili do więzienia, za podszywanie się pod Eleanor. Jestem drugą El już od miesiąca i sumie wciąż nie wiem jak to możliwe, że nikt się nie zorientował. W ogóle nie przypominam Calder. Mało tego, jestem blondynką podczas gdy ona brunetką. Kolory oczu też mamy różne. Na szczęście (albo i nie) chłopcy pracują z najlepszymi charakteryzatorami na świecie, więc mój wygląd nie jest problemem. Niech żyją peruki i soczewki!
                Kiedy się już uspokoiłam, stwierdziłam, że chce mi się pić, więc po cichu zeszłam na dół i ruszyłam w stronę kuchni. Wyciągnęłam szklankę z szafki i nalałam do niej wody.
- Dlaczego nie śpisz? – pisnęłam, gdy zobaczyłam Harry’ego siedzącego przy stole. Był rozbawiony moją reakcją i nie starał się ukryć swojego uśmiechu.
- Harry! Wystraszyłeś mnie. – złapałam się za serce i uspokoiłam oddech.
- Przepraszam. – uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. – Nie możesz spać?
- Wciąż mam ten koszmar – przeczesałam włosy ręką.
- Ten, w którym jesteśmy porzuceni przez fanów? – zapytał, a ja skinęłam głową
                Usiadłam obok Harry’ego i wypiłam zawartość swojej szklanki. Po chwili usłyszeliśmy kroki na schodach, a potem zobaczyliśmy zaspanego Niall’a wchodzącego do kuchni. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej kabanosa. Nie zawracając sobie głowy zamknięciem drzwi urządzenia ani rozmową z nami, wrócił na górę.
- Czy on.. – zapytałam wskazując palcem na miejsce, w którym wcześniej stał blondyn.
- Lunatykuje? Tak. – dokończył za mnie Harry i zamknął drzwi lodówki.
- To przerażające, mógłby nas pozabijać i nie pamiętałby tego.  – powiedziałam a chłopak uśmiechnął się. - Pójdę już, dobranoc. – powiedziałam i ruszyłam w stronę schodów.
- Rosie?
- Tak, Harry? – odwróciłam się w jego stronę
- Też wyglądałaś dzisiaj super. Oczywiście lepiej byłoby bez peruki i tego całego gówna na twarzy. –powiedział, a ja zaczerwieniłam się – Często się rumienisz.
- Zamknij się. – zaśmiałam się, a Harry dołączył do mnie. – Dobranoc.
- Dobranoc. 



Bardzo bardzo bardzo chciałabym podziękować za 400 wejść! :D 
Wiem, że na początku nie wiadomo było o co chodzi, ponieważ rozdziały były z innych perspektyw, ale mam nadzieję, że teraz już mniej więcej przynajmniej część jest jasna xd
Proszę was o zostawianie komentarzy, bo to mega motywuje ;)
Możecie też zostawiać nazw swoich kont, np. na twitterze jeśli chcecie być informowani o następnych rozdziałach czy coś :D
Przepraszam za błędy, jeśli jakieś się pojawiły. 
miłego wieczoru misie :)

środa, 12 listopada 2014

Chapter 2

                                                            Kaya

Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam po przebudzeniu się, była para ogromnych oczu. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam szczura leżącego na mojej klatce piersiowej, jednak dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że moim jedynym pupilem jest Bary, pięcioletni  shitzu. Z piskiem strąciłam zwierzę na ziemie i wskoczyłam na parapet, znajdujący się zaraz obok łóżka. Po chwili do pokoju  wbiegł mój chłopak Eric, a zaraz za nim Bary.
- Co się stało? – zapytał, ale widząc moją minę oraz miejsce, w którym się znajdowałam dodał – znowu ten szczur?
- Tak! Możesz proszę coś z nim w końcu robić? – powiedziałam schodząc z parapetu. – Częściej budzę się obok niego niż obok ciebie!
- Myszko.. – zaczął, ale widząc moją minę szybko się poprawił. – Słońce, wiesz, że nie mam czasu na takie głupoty. Zadzwoń po specjalistę i po problemie. – uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
                Pomimo tego, że byłam na niego trochę zła, poczułam motylki w brzuchu. Eric nie był moim pierwszym chłopakiem (ponieważ proszę, kto nie chciałby umawiać się ze sławną Kayą Scodelario?), ale zdecydowanie to z nim łączyła mnie najsilniejsza więź. Oboje już jako dzieci byliśmy w show-biznesie, to właśnie tak się poznaliśmy, podczas castingu do jednego z filmów (może a może i nie to ja dostałam wtedy główną rolę, a on się obraził).
- Muszę lecieć mała. – powiedział robiąc krok do tyłu – Zobaczymy się jutro.
- Jutro? Przecież dziś jest gala, na którą jestem zaproszona. Miałam nadzieję, że pójdziesz ze mną.
- Ustawiłem się już z chłopakami i raczej nie mogę tego odwołać. – powiedział ubierając kurtkę
- Nie możesz czy nie chcesz? – zapytałam patrząc mu w oczy.
- Cholera Kaya, czy musimy przerabiać to za każdym pieprzonym razem? – krzyknął. – Nie zmienię swoich planów, tylko dlatego że  t y  tego chcesz! Zawsze chodzi tylko o ciebie! Albo masz casting, albo odbierasz jakąś nagrodę albo cholera wie co jeszcze!
- Więc o to chodzi! Jesteś zazdrosny, bo dostaję więcej propozycji i nagród od ciebie?! To głupie, powinieneś mnie wspierać, cieszyć się razem ze mną, bo  t a k  robią pary! Płaczą razem i śmieją się razem! Czemu nie możesz zrozumieć, że w związku nie powinno być rywalizacji?
- Więc jestem głupi?
 Oczywiście, że zapamiętał tylko tą część.
- Nie! Oczywiście, że nie. Jesteś cudowny, ale…
- Nieważne, zapomnij! – powiedział idąc w stronę drzwi, jednak stojąc w progu odwrócił się. – Nie chcę tak żyć, w cieniu swojej własnej dziewczyny. To koniec. – rzekł i wyszedł trzaskając drzwiami.
                Łzy napłynęły mi do oczu, a dolna warga zaczęła drżeć. Rzuciłam się na łóżko, ale nie płakałam. Właściwie to nie czułam nic.  Po chwili dołączył do mnie Bary, który zwinął się w kłębek obok mojego boku tak, abym mogła się do niego przytulić.

Po kilku godzinach, które spędziłam na przeglądaniu twitter’a i instagrama oraz jedzeniu, do pokoju weszła Lisa (poznałam ją na planie jednego z seriali, w których grałam i zostałyśmy przyjaciółkami) jednak, gdy wykrzywiłam usta w grymasie mającym przypominać uśmiech, dziewczyna przystanęła i przyglądnęła mi się.
- Jeśli znów jesteś smutna przez Erica to przysięgam, że wyrwę mu jądra. – powiedziała, co wywołało mój śmiech.
- Skąd wiesz, że jestem smutna?
- Twoje oczy zawsze świecą, gdy jesteś szczęśliwa, teraz są ciemne, a w dodatku się garbisz. Z resztą nieważne. Znów się pokłóciliście? – zapytała, a ja skinęłam głową – O co tym razem?
- O to, co zawsze. Jest zazdrosny. – mruknęłam.
- A co z dzisiejszą galą?
- Pewnie nie pójdę, bo nie chcę być tam sama. – wzruszyłam ramionami.
- No tak. Szkoda, że nie masz przyjaciółki, która marzy o tym, aby iść na takie wydarzenie i troszkę się wypromować, bo od dawna nie dostaje żądnych propozycji. – westchnęła siadając na łóżku, a ja roześmiałam się.
                Lisa zawsze potrafiła wywołać u mnie uśmiech, nawet po czymś tak okropnym jak zerwanie z Ericem. To chyba znaczyło, że jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami.
- Dobra Panda. – czasem nazywałam ją Pandorą, a ona mnie Effy, ponieważ…w sumie żadna z nas nie wiedziała dlaczego. Po prostu to robiłyśmy i lubiłyśmy nasze serialowe imiona. – Która jest godzina?
- Piąta. – odpowiedziała patrząc na zegarek.
- Więc mamy dwie godziny, aby dobrać strój, zrobić makijaż, włosy i dojechać na miejsce. Damy radę? – zapytałam.
- Jak zawsze. – powiedziała spokojnie.
                 Następne dwie godziny prawdopodobnie byłyby wypełnione biegiem oraz krzykiem, ale na szczęście udało nam się opracować pewien system. Kiedy ja brałam prysznic Pandora przygotowywała swoje ubranie, potem się zamieniłyśmy. Przy makijażu i fryzurze nastąpiły lekkie komplikacje, jednak do akcji wkroczyła moja mama i zarządziła, że ogarnie moje włosy, podczas gdy ja mam pomalować Lisę. Później to mnie robiono makijaż, a Panda znalazła się w rękach pani Scodelario i dzięki temu już po półtorej godziny, gotowe czekałyśmy na limuzynę. 


 Przez cały czas byłam uśmiechnięta, jednak w mojej głowie wciąż znajdowały się słowa Erica.
Pół godziny później przechodziłyśmy już po czerwonym dywanie, uśmiechając się do zdjęć i odpowiadając na różne pytanie (zignorowałam jedno, w którym mowa była o nieobecności mojego chłopaka). Następnie znalazłyśmy swoje miejsca i przysięgam, że Lisa prawie wybuchła, kiedy dowiedziała się, że siedzimy obok One Direction.
- Są idealni. – powiedziała siadając obok mnie.
- W porządku.
- Oh, przestań. Popatrz na ich idealne włosy i te garnitury! Są gorący! – krzyknęła.
- Panda, chyba troszkę za głośno. – powiedziałam tłumiąc śmiech, ponieważ teraz zespół siedzący przy stoliku obok patrzył prosto na moją przyjaciółkę szczerząc się.
- Dzięki. – powiedział jeden z nich, a następnie puścił oczko do Pandy. Uśmiechnęłam się do niego, a następnie przytrzymałam Lisę, która wyglądała jakby zaraz miała spaść z krzesła.

Kiedy gala dobiegła końca, (muszę przyznać, że One Direction zrobili na mnie dość spore wrażenie) razem z przyjaciółką skierowałam się do wyjścia. O mało nie zemdlałam kiedy obok mnie przeszła Nicki Minaj, ponieważ ona jest królową.
         Około północy byłyśmy już w domu. Szybko przebrałam się w piżamę i położyłam w łóżku obok Lisy, która postanowiła zostać u mnie do jutra. Po kilkunastu minutach obgadywania gorzej ubranych od nas ludzi i dzieleniu się wrażeniami z występów poszczególnych artystów (w przypadku Pandy było to One Direction), zasnęłam.

czwartek, 6 listopada 2014

Chapter 1

     Carly

Słońce powoli chowało się za linią horyzontu, kiedy razem z Vivian Cox biegałam pomiędzy drzewami w South Marine Park. Był to jeden z największych (a może nawet jedyny) park w South Shields, na szczęście o tej godzinie było w nim niewiele osób. Niezależnie od pory roku, to było moje ulubione miejsce. Zawsze cicho i spokojnie. W  South Shields, ludzie pomimo tego że się nie znali, okazywali sobie szacunek, co w dzisiejszych czasach było czymś nadzwyczajnym. Chłopcy z miejscowego gimnazjum, pomagali nosić zakupy, starszej pani mieszkającej w bloku obok. Przechodnie starali się podarować chociaż kilka pensów, człowiekowi grającemu na gitarze przy wejściu do parku, ponieważ wiedzieli, że zbiera on na operację dla swojej małej córeczki.
                Kończąc piąte kółko wokół parku, Vivian zarządziła małą przerwę, twierdząc iż jeśli przebiegnie jeszcze choć kawałek, upadnie i będę musiała nieść ją do domu (tak, to już się kiedyś zdarzyło).
- Nigdy więcej z tobą nie biegam. – powiedziała Vivian, siadając na ławce
- Nie przesadzaj, nie było tak źle. – usiadłam obok dziewczyny.
- Nie było źle? Po drodze zgubiłam płuca! – zaśmiałam się a przyjaciółka posłała mi mordercze spojrzenie oraz zagroziła na co wybuchłam śmiechem, ponieważ wyglądała wtedy jak kurczak. – Uważaj, Edwards.
                Następne dziesięć minut spędziłyśmy rozmawiając i śmiejąc się. Nie obyło się również bez obgadywania gorzej ubranych przechodniów. Może to trochę wredne, ale poważnie wszyscy tak robią. Zrobiłyśmy również zdjęcie, bo Viv weszła w okres, w którym uwieczniała wszystkie momenty na instagramie. Chwilę potem postanowiłyśmy wrócić do domu, ponieważ wszyscy przystojni chłopcy, których uwielbiałyśmy obserwować (czy to dziwne?) wyszli z parku. Zrobiło się też trochę zimno.
                Wchodząc do domu usłyszałam bardzo dobrze znany mi śmiech. Szybko skierowałam się do salonu, gdzie zastałam rodziców oraz moją siostrę bliźniaczkę Perrie. Nie widziałam jej od roku, ponieważ razem ze swoim zespołem wyruszyła w trasę koncertową. Czasem żałuję, że to nie ja jestem tą bardziej utalentowaną bliźniaczką, ale kiedy widzę jak bardzo Pezz zmęczona jest swoją karierą, cieszę się, że jestem sobą.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam! – powiedziała i uściskała mnie
- Ja też! Dlaczego nie mówiłaś, że przyjeżdżasz? – zapytałam, a na kilka sekund uśmiech z jej twarzy zniknął.
- Um.. chciałam wam zrobić niespodziankę. – wymamrotała, a gdy zobaczyła, że chcę zadać jej kolejne pytanie, odwróciła się w stronę swojej walizki i krzyknęła – mam prezenty!
                Popołudnie spędzone z Perrie wypełnione było nieustannym śmiechem oraz jej opowieściami z trasy. Mama podpytywała ją również o jej chłopaka, ale wtedy blondynka szybko zmieniała temat. Cała uwaga skupiona była na mojej siostrze, co oczywiście nie było nowością, ponieważ niezależnie od okoliczności, to ona zawsze była w centrum uwagi. W przeszłości trochę mi to przeszkadzało, jednak przestało, gdy wyjechała, a ja zrozumiałam jak bardzo za nią tęsknię. Zrozumiałam, że to dzięki niej mam tak wielu znajomych, dlatego że ja nienawidziłam poznawać nowych ludzi. Zawsze bałam się, że powiem coś głupiego, a wszyscy będą się śmiać i uważać że jestem głupia.
                Wieczorem postanowiłyśmy, że będziemy spać razem w moim pokoju, aby móc podzielić się wiadomościami, które niekoniecznie chciałyśmy, aby usłyszeli rodzice. Tego właśnie brakowało mi najbardziej. Rozmów z siostrą, której ufałam bezgranicznie oraz wiedziałam, że mogę powiedzieć o wszystkim. Chociaż nie zawsze się dogadywałyśmy, wspólnie rozwiązywałyśmy problemy oraz miałyśmy świadomość tego, że jedna byłaby gotowa skoczyć za drugą w ogień.
- Więc jak ci się układa z twoim chłopakiem? – zagadnęłam ścieląc łóżko
- W porządku – mruknęła i założyła piżamę
- Na pewno? Jesteś jakaś dziwna kiedy o nim mówisz. Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. – powiedziałam układając poduszki.
- Jest ok. Po prostu muszę odpocząć od tego wszystkiego, dlatego przyjechałam.
- Myślałam, że to kochasz. No wiesz, fanki, autografy, występy.
- Kocham, ale to męczące. – usiadła na łóżku – Czasem chciałabym znów być zwykłą dziewczyną i mieszkać tutaj z wami.
- Zabawne, że o tym mówisz. Ja zastanawiałam się jak to jest być sławną. – uśmiechnęłam się i włączyłam telewizor. Na ekranie pojawił się tytuł „Nie wierzcie bliźniaczkom”.
                Nastała chwila ciszy. Obydwie skupiłyśmy się na filmie, pomimo tego, że oglądałyśmy go już kilkanaście razy, wciąż go uwielbiałyśmy. W momencie, w którym bohaterki zamieniały się miejscami, Perrie gwałtownie usiadła, a w jej oku dostrzegłam błysk oznaczający, że blondynka wpadła na jeden ze swoich genialnych pomysłów.
- Carly, my też powinnyśmy się zamienić! – krzyknęła, a ja wybuchłam śmiechem.
- Żartujesz, prawda? – zapytałam, a blondynka posłała mi swoje groźne spojrzenie. – Nie żartujesz.
- No dalej, będzie fajnie! Ty przekonasz się jak to jest być wielką gwiazdą, a ja odpocznę od tego całego zamieszania! Genialne. – powiedziała i podniosła rękę, abym przybiła jej piątkę.
- Perrie, to niedorzeczne! Ja mam szkołę, zapisałam się do szkolnej drużyny lekkoatletycznej i niedługo mam zawody, a co najważniejsze, nie potrafię śpiewać. – ręka dziewczyny opadła w dół
- Moja trasa koncertowa już się skończyła i mam czteromiesięczną przerwę, więc śpiewać nie musisz. Wystarczy, że pojawisz się na kilku galach oraz będziesz uczestniczyć w sesjach zdjęciowych. No i w końcu poznasz moje przyjaciółki!
- Nie, to głupie. Nie zgadzam się. – mruknęłam.
- Ugh, dobra. – odwróciła się tyłem do mnie i zasnęła.

                Przez następny tydzień, cały wolny czas spędzałam z Perrie. Wybrałyśmy się na zakupy, do kina i oczywiście do naszej ulubionej restauracji. Spotkałyśmy się również ze znajomymi  i pojechałyśmy  do wesołego miasteczka. Podczas pobytu mojej siostry w South Shields bardzo zbliżyłyśmy się do siebie. Opowiedziała mi o sytuacji z Zayn’em. Dowiedziałam się, że została zmuszona do związku z nim dla dobra zespołu oraz, że wcale nie są dobrą parą jak sądzą media. Wręcz przeciwnie, w ogóle się nie dogadują i ciągle kłócą. Było mi jej żal, miała wszystko z wyjątkiem wspierającej jej ukochanej osoby.
                W końcu nadszedł dzień, w którym Perrie miała wracać do Londynu. Razem z rodzicami odwiozłam ją na lotnisko. 

                                  http://www.polyvore.com/chapter/set?id=139632747

Była 11:00 więc, do samolotu została jeszcze godzina, która minęła dość szybko. Kiedy zegar wybił 11:50, siostra pociągnęła mnie w stronę łazienki mówiąc, że potrzebuje mojej pomocy.
- Dobra mała, teraz albo nigdy. – powiedziała poważnie, kiedy znajdowałyśmy się w jednej z kabin.
- Nie rozumiem o czym mówisz.
- Och, dobrze wiesz. Chcesz spróbować życia jako sławna Perrie Edwards czy nie?
- Pezz, ja nie…
- Zostało pięć minut – zanuciła przeciągając ostatnią sylabę
                Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Lecieć do Londynu jako moja siostra, udawać ją i cieszyć się pięcioma minutami sławy oraz mieć świadomość, że w każdej chwili mogę zostać przyłapana czy zostać w South Fields i wieść swoje dotychczasowe, odrobinę nudne życie? Po wewnętrznej walce podjęłam decyzję.
- Rozbieraj się. – powiedziałam, a Perrie klasnęła w dłonie.
 Szybko zamieniłyśmy się ubraniami, poprawiłyśmy włosy i wyszłyśmy z łazienki. Mama i tata widząc nas, wstali i podali mi walizkę.
- Do widzenia, córeczko! – powiedziała mama
- Będziemy tęsknić. – dodał tata.
                Perrie podeszła i uścisnęła mnie.
- Uważaj na siebie. W razie czego dzwoń do Katherine, wie o wszystkim i pomoże ci. – wyszeptała i odsunęła się.
- Cześć wam. – pomachałam mojej rodzinie i poszłam w stronę wejścia do samolotu.


 Londynie, nadchodzę.